Opowieści ciąg dalszy...Ten fragment dedykuję Oliwi która wspiera mnie w mojej bezglutenowej diecie :D Jeśli pod tym postem będzie 5 komentarzy to lecim z kolejnym. Pozdrawiam. <3
~ Cass. 
Szybko! - Emily rozemocjonowanym głosem wołała mnie z dormitorium. Niechętnie wstałam z bordowej, miękkiej kanapy i po schodach podreptałam w kierunku głosu. Na środku pokoju stała Katniss trzymająca w dłoniach jakieś koperty. Przez ramie zaglądała jej Emily.
-Taaa daam! Jestem co się stało? - Spytałam ziewając. Dzisiejszej nocy miałam pierwsze w tym semestrze zajęcia z astronomii. Zaczynają się one o północy i trwają 2 godziny. Musiałam jeszcze coś załatwić i w sumie położyłam się spać około 4 nad ranem.
-Dostałaś 3 zaproszenia na Bal Bożonarodzeniowy! - Powiedziała podekscytowana Katniss.
-Dzięki, że się nimi zajęłaś. - Podeszłam do dziewczyn i wyjęłam przyjaciółce koperty z rąk. Zeszłam z powrotem do pokoju wspólnego i siadając w spokoju na kanapie, zaczęłam przeglądać zawartość. Pierwsza koperta była od Angusa Flethera. Otworzyłam ją i wyjęłam list.
Kochana Cassandro!
-Kochana? - Powiedziałam pod nosem. - Przecież on mnie ledwo zna.
Piszę do Ciebie ten list, ponieważ pragnę zaproponować Ci swoje towarzystwo podczas Bożonarodzeniowego Balu. Żywię głęboką nadzieję iż przyjmiesz moją propozycję.
Gdybyś chciała mi powiedzieć, że się zgadzasz, to w środę mamy razem lekcje zielarstwa. Mogę na Ciebie poczekać przed pracownią.
Pozdrawiam Cię
Twój Angus.

-Jasne zadzieram kiecę i lecę. - Przetarłam oczy i wzięłam kolejną kopertę. Od Cody'ego Johnsona.
- Zapowiada się nieźle. - Wzniosłam oczy ku niebu w cichym proteście „Boże czy Ty to widzisz”. Jednak mimo wszystko wyjęłam kartkę i zaczęłam czytać.
Chciałem tylko zapytać czy miałabyś ochotę pójść ze mną na zimowy bal. Jeśli nie, rozumiem. Trzymaj się.
Cody.

Zaskoczyła mnie prostota tego zaproszenia. Pierwszy raz ktoś pytał się mnie czy chcę. Czy mam ochotę. Przyznam, było to miłe uczucie. Odłożyłam kartkę na bok. Ostatnie już zaproszenie było od Lucasa. Uśmiechnęłam się na widok tego imienia, bo przez te kilka tygodni zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Mogłam z nim normalnie pogadać, pośmiać się, pouczyć. Z Codym w ogóle nie mogłam się dogadać. Jak rozwinęła się jakaś rozmowa to najczęściej kończyła się kłótnią. Usadowiłam się wygodniej na kanapie i ciekawa co napisał do mnie Lucas, przeniosłam wzrok na kartkę.
Zapewne jeszcze nie wiesz, dlatego będę taki dobry i powiem Ci, że 25 stycznia jest imprezka (dobra bal). Dlatego wysyłam Ci to jakże pięknie napisane i...Kurdę nie umiem pisać takich rzeczy. Musisz mi wybaczyć tą niegodziwość. Pytanie jest następujące: Co Ty na to, żeby pójść razem na bal. Jako przyjaciele, znajomi czy jak Ci pasuje. Będę czekał na Twą odpowiedź „maj bella” - pamiętasz? ;D Żegnam Cię i życzę miłego dnia.
Luk.

Skończyłam czytać z szerokim uśmiechem na ustach. Luk wiedział jak poprawić mi humor. Cieszyłam się, że mnie zaprosił bo byłam pewna, że z nim na pewno cudownie spędzę ten czas. Zrobiłam na kanapie niezły bałagan więc już miałam zacząć sprzątać, gdy do pokoju wszedł Cody.
Miał ponurą minę i nieobecny wzrok. Chociaż nie byliśmy jakoś specjalnie blisko to wiele razy mi pomógł i czułam się zobowiązana.
-Wszystko okej? - Spytałam. Popatrzył na mnie wielkimi oczami jakby zobaczył ducha.
-O Cassandra, nie zauważyłem Cię. Tak wszystko dobrze. - Uśmiechnął się, lecz był to uśmiech wymuszony. Jego oczy zgubiły gdzieś blask. Stała przede mną całkiem inna osoba. Poskładałam koperty i kładąc je na stół podeszłam do chłopaka.
-Możesz mi powiedzieć postaram się pomóc. - Złapałam go za rękę zmuszając by na mnie spojrzał.
-Ja...- Zaczął. - Nie tutaj dobrze? - Dodał ciszej.
Zerknęłam na zegar. Mała wskazówka zatrzymała się na 12, a duża na 5.
-Okej. - Odparłam podejmując decyzję. - Za 10 minut na moście i pójdziemy gdzie będziesz chciał. - Obróciłam się szybko i zgarniając ze stołu listy pobiegłam do dormitorium.
-I jak od kogo dostałaś zaproszenia? - Brunetki ożywiły się na mój widok.
-Nie teraz dziewczyny. - Przerwałam im i rzuciłam koperty na biurko. - Zobaczcie sobie same.
-A gdzie Ty tak lecisz? - Katniss spojrzała na mnie podejrzliwie. - Umówiłaś się ze swoim blond Romeo?
-Nie nazywaj go tak.- Odparowałam ze złością.
-Dobra, dobra tylko powiedz co się stało. - Kat wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Emily
-Żebyście miały następny powód do obgadywania mnie? - Powiedziałam rozczesując włosy. - Nie dziękuję. - Zrzuciłam z nóg tenisówki i podnosząc z podłogi kozaki założyłam je na stopy. Zdjęłam z wieszaka kurtkę, a z biurka wzięłam różdżkę.
-Co?! - Emily spojrzała na mnie szeroko otwierając oczy.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę co właśnie powiedziałaś? - Spytała Katniss z narastającą frustracją. - Od pierwszej klasy Ci pomagamy, znosimy wszystkie Twoje humory, latamy za Tobą jak głupie gdy tylko jest taka potrzeba... - Dziewczyna zatrzymała się na chwilę by wziąć oddech. - A Ty oskarżasz nas o takie rzeczy? - Zaskoczenie w jej oczach ustąpiło smutkowi.
 -Oczywiście. - Odparłam opryskliwie i głośno trzaskając drzwiami opuściłam Dormitorium. W pokoju wspólnym ubrałam się i włożyłam różdżkę do specjalnej kieszeni w rękawie. Uszyta została tak żeby po pociągnięciu za gumkę, wysuwała się do ręki. Wzięłam się w garść i udałam się w stronę most. Policzki płonęły mi od gniewu. Z jednej strony było mi głupio, że tak najechałam na dziewczyny, ale z drugiej wydawało mi się, że zasłużyły. Byłam w kompletnej rozsypce i niekontrolowanie po mojej twarzy spłynęło kilka łez. Nawet nie spostrzegłam kiedy doszłam na dziedziniec wieży zegarowej. Zatrzymałam się i otarłam chusteczką mokrą twarz. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na most. Cody stał oparty o barierkę i patrzył gdzieś daleko przed siebie. Gdy mnie zauważył jego oczy ożywiły się, ale po chwili znów przybrały ten nieobecny stan.
-Płakałaś. - Powiedział spoglądając na mnie ze smutkiem.
-Nie, to przez wiatr. - Skłamałam spuszczając głowę.
-Nie wieje. - Odparł. Na dźwięk powagi w jego głosie przeszedł mnie dreszcz. Moje szare komórki zaczęły intensywnie pracować by wymyślić jakąś wymówkę.
-Ale...-wymamrotałam pod nosem. - Wiało. - Palnęłam. Jasne wiało. Ale z Ciebie idiotka. Zaśmiałam się gorzko z własnej głupoty, po czym oparłam głowę o filar mostu i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę.
-Cass, a tak na poważnie...-Powiedział Cody. Mając wciąż zamknięte oczy odwróciłam się w jego stronę. Gdy je otworzyłam zbliżył się i dodał. - Musisz mnie wysłuchać, bo to co mam Ci do powiedzenia jest bardzo ważne.
-Nie rozumiem co masz na myśli. - Odparłam zabierając rękę i odsuwając się od chłopaka.
-Chodź. - Westchnął i nie czekając na moją odpowiedź ruszył w stronę, z której przed chwilą przyszłam.
Zdezorientowana potruchtałam za nim. Weszliśmy po schodach na czwarte piętro. Poznałam korytarz wiodący do biblioteki.
-Sorry, że przeszkadzam, ale Pince'owa nie wpuści nas do biblioteki ubranych jak Eskimosi. - Zasugerowałam czekając na reakcje chłopaka.
-Skąd Ty...A tak racja. - Zatrzymał się zaskoczony. - To chodźmy do pokoju. - -Wyminął mnie i jakby nigdy nic poszedł dalej.
-Eee...Cody! Ale pokój tak jakby w tamtą stronę. - Wskazałam palcami za siebie.
-Em, tak jasne. - Odwrócił się i zostawiając mnie w osłupieniu odszedł w kierunku schodów.
Wznosząc oczy ku niebu podreptałam za nim.
*Cody*

Szedłem zamyślony szkolnym korytarzem. Nawet nie odwróciłem się by zobaczyć czy Cass idzie za mną. Nie wiedziałem jak mam jej powiedzieć o tym co dręczy mnie już od dłuższego czasu. Czułem, że mogę jej zaufać, ale pewny nie byłem. Komu mógłbym powiedzieć jak nie jej? Bałem się tylko tego, że znów się pokłócimy. Chociaż próbowałem na wszystkie sposoby to nie potrafiłem się z nią dogadać. Nawet nie spostrzegłem kiedy stałem na szczycie schodów. Odwróciłem się, ale Cassandry nie było za mną. Zszedłem na dół, by powiedzieć jej, że nie mamy czasu. Było już dosyć późno i na zewnątrz powoli zaczynał zapadać zmrok. Stanąłem jak wryty kiedy zorientowałem się, że nigdzie jej nie ma.
- Cass! - Zawołałem - Cass! - Gdy nie usłyszałem odpowiedzi, pobiegłem korytarzem rozglądając się na wszystkie strony. Byłem wściekły na siebie, że nie szedłem obok niej. Wpadłem jak wichura do biblioteki, a pani Pince obdarzyła mnie spojrzeniem ociekającym gniewem.
- Wybacz młody człowieku ale...- Z oburzeniem zaczęła swój wywód.
- Tak wiem, przepraszam. - Przerwałem jej w pół słowa. - Ale to bardzo pilna sprawa. - Nie dając jej czasu na odpowiedź mówiłem dalej. - Nie było tu przypadkiem Cassandry Blue? Blondynka, długie włosy, niebieskie oczy.
- Wiem kto to jest. - Odparła zadzierając głowę najwyżej jak się da, by nie przestać świdrować mnie tymi małymi oczkami. - I nie nie było jej tutaj. A tobie z łaski swojej radziłabym iść i przebrać się w normalne ubrania, a najlepiej mundurek, jeśli nie chcesz wylecieć stąd z jeszcze większym impetem niż wleciałeś. - Wypowiadając te słowa wymownie spojrzała na drzwi.
- Dziękuję za informację i już mnie tu nie ma. - Najszybciej jak potrafiłem wycofałem się z pola rażenia tej baby. Gdy znalazłem się z powrotem w towarzystwie jasno brązowych kamiennych ścian i dużych okien, zacząłem analizować fakty. Możliwości jest kilka. Cassandra mnie wystawiła, była pod wpływem zaklęcia Imperius, ktoś o coś ją poprosił i chciała mnie dogonić, lub została porwana, a napastnik użył eliksiru wielosokowego by zmylić osoby, które chciałyby jej szukać. Pytanie brzmi, gdzie jest teraz? Postanowiłem udać się do pokoju wspólnego tam podjąć jakieś działanie. Jak postanowiłem tak zrobiłem i już po chwili stałem przed obrazem grubej damy. Podałem hasło i wszedłem do wnętrza oazy Gryfonów. Zaskoczył mnie widok Lisy siedzącej na jednym z foteli znajdujących się w pomieszczeniu. Zerwała się na mój widok i dosłownie rzuciła mi się na szyję.
- Cody jak dobrze, że jesteś. - Powiedziała, a w jej głosie słychać było ulgę.
- Hej Lisa. - Złapałem ją za ramiona i odsunąłem na długość rąk. - Wszystko okej?
- W Hogwarcie jest ogłoszony najwyższy stopień niebezpieczeństwa ,szlajasz się gdzieś z tą blond lalą, nikt nie wie gdzie jesteś, i jeszcze pytasz czy wszystko okej? - Dziewczyna obdarzyła mnie lodowatym spojrzeniem, po czym wyswobadzając się z mojego uścisku opadła ciężko na kanapę.
-Wybacz ale ta blond lala ma imię. - W moich oczach na ułamek sekundy zagościł cień gniewu, ale zdając sobie sprawę z powagi sytuacji dałem za wygraną i usiadłem obok przyjaciółki. - Jak wygląda zagrożenie? - Zdesperowanym gestem odgarnąłem włosy opadające mi na oczy.
Lisa zastanawiała się chwilę nad odpowiedzią, lecz dochodząc do wniosku, że w tej sytuacji skłamanie nic nie da, zabrała się do wyjaśnień. - Do Hogwartu dostał się troll. - Urwała czekając na moją reakcję, a gdy gestem ręki zachęciłem ją by kontynuowała, wzięła głęboki oddech i powiedziała. - McGonagall kazała mi na Ciebie czekać bo sądziła, że mogłeś pójść do łazienki..
- A co jest złego w pójściu do łazienki? - Spytałem wpatrując się w nią z coraz większym niezrozumieniem.
- Do łazienki dziewczyn. - Odparła z największą powagą jaką kiedykolwiek u niej widziałem. - Cassandra tam jest, Cody...i troll także.
* Cassandra*
Zmierzając za Codym w stronę schodów usłyszałam niepokojące dźwięki. Jakby szloch połączyć z wołaniem o pomoc i zawodzeniem jakiejś dzikiej bestii. Żyjąc według zasady „na przypale, albo wcale” postanowiłam sprawdzić czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Wiedziona nasileniem głośności dźwięków, dotarłam, na pierwsze piętro, pod drzwi łazienki dla dziewczyn. Delikatnie je popchnęłam, by po chwili pożałować tej decyzji. Scena która rozgrywała się przed moimi oczami była godna porządnego koszmaru. Po całym pomieszczeniu walały się kawałki dawnych umywalek, z porozrywanych rur na wszystkie strony tryskała woda. Lecz punktem kulminacyjnym
całego zamieszania był ogromny troll górski, goniący brązowowłosą dziewczynę. Rozpoznałam w niej Hermionę Granger, uczennicę pierwszego roku. Często zwracała się do mnie o pomoc w trudniejszych zadaniach, ale ku zaspokojeniu jej honoru nikomu o tym nie mówiłam. Młoda czarownica nieudolnie próbowała skryć się, pod pozostałymi umywalkami, przed szalejącą bestią.
- Impedimenta! - Celując w olbrzyma wypowiedziałam pierwsze lepsze zaklęcie spowalniające, by dać Hermionie chwilę na ucieczkę i zastanowić się co dalej. Na moje nieszczęście nie podziałało, a tylko rozwścieczyło intruza. Zaczęłam gorączkowo zastanawiać się co dalej, gdy do pomieszczenia wbiegli Harry i Ron; przyjaciele Hermiony. Zaczęli okładać trolla odłamkami gruzu, dając mi czas na analizę sytuacji. Krzyk młodej wyrwał mnie z otępienia.
- Myśl Cassandra! Myśl! - Zganiłam się w duchu. Harry pod wpływem presji złapał się łapy trolla, a gdy ten podniósł ją do głowy, chłopak przeskoczył na obślizgły łeb bestii. Wsadził różdżkę do jednej z dziur w jego nosie, dając Hermionie czas by poinstruowała Rona jak ma wypowiedzieć zaklęcie unoszące przedmioty.
- Wingardium Leviosa! - Rudy wypowiedział formułkę z należytym akcentem i już po chwili okładał olbrzyma jego własną maczugą. Gdy ten zataczając się runął na posadzkę uznałam, że maluchom nic już nie grozi z jego strony i czas się zmywać. Obróciłam się na pięcie i ile sił w nogach pobiegłam przed siebie. Cudem zdążyłam przed eskortą nauczycielską złożoną z profesor McGonagall, Snape'a, i Quirrella. Ciężko dysząc przeskoczyłam po dwa stopnie, schody wiodące na drugie piętro i tak samo na 3, 4 i 5. Dopiero na 5 poziomie przystanęłam by uniknąć zderzenia z biegnącym na oślep Cody'm. Chłopak zatrzymał się gwałtownie, a gdy zorientował się, że przyczyną jego postoju byłam ja oczy mu pojaśniały i ustąpiła z nich determinacja.
- Cass! - Krzyknął biorąc mnie w objęcia. Nie protestowałam i wtuliłam się w jego ramiona, uzyskując chociaż chwilowe poczucie bezpieczeństwa.
- Też się cieszę, że Cię widzę. - Zaśmiałam się opierając czoło na jego barkach.
- Nigdy więcej mnie tak nie strasz. - Wyszeptał drżącym głosem.
- Postaram się. - Odszepnęłam wdychając cudowny zapach jego perfum. - A teraz chodźmy stąd zanim Snape mnie znajdzie i wsadzi do Azkabanu. - Odsunęłam się od chłopaka i ruchem ręki zachęciłam go do podążenia za mną w kierunku salonu Gryffindoru.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Co, jak i kiedy.

Tak bardziej o mnie. :)

Strach